Groteska w najlepszym wydaniu
czyli John Irving „Modlitwa za Owena”
Co takiego mogę powiedzieć o Modlitwie za Owena, co jeszcze nie było powiedziane? Mogłabym pobawić się przymiotnikami: wciągająca, fantastyczna, inteligentna, ale czy to nam cokolwiek tłumaczy? Mogłabym zacząć od skreślenia kilku słów o fabule, tylko czy fabuła w powieściach Irvinga nie jest swego rodzaju tłem pod o wiele głębsze i bardziej istotne treści? Mogłabym określić gatunek tej książki jako prozę psychologiczną, ale czy nie jest to bardzo suche sformułowanie? Mogłabym wspomnieć, że nie jest to pierwsza książka tego autora, po którą sięgnęłam, ponieważ za mną są już takie tytuły jak Świat według Garpa, Aleja tajemnic i wisienka na torcie pod postacią mojego nieocenionego, zaczytanego Hotelu New Hampshire, który ucierpiał z powodu moich ciągłych do niego powrotów i teraz świeci z półki biblioteczki popękanym grzbietem, ale czy mogę patrzeć na książkę przez pryzmat innych powieści jej autora? Owszem: spodziewałam się doskonałej uczty — i doskonałą ucztę otrzymałam.
John Irving ma to do siebie, że zachwyca unikatowym stylem, że tworzy coraz to nowe scenariusze życia, które pachną elementami groteski, często absurdem — wyrażenie, które przychodzi mi teraz na myśl to karykatura postaci. Ponieważ bohaterowie Irvinga bardzo często są przerysowani, wyróżniający się na tle szarego, pospolitego świata, kontrastujący z nim.
Wydana przez Prószyński i S-ka Modlitwa za Owena opowiada o życiu dwóch chłopców: narratora powieści Johna Wheelwrighta i tytułowego Owena Meany’ego. Obserwujemy ich szczenięce lata, wakacyjne perypetie, poznajemy ich rodziny, ich przyjaciół, przechodzimy wraz z nimi przez okres dojrzewania, zmierzając ku dorosłości. Rzecz wydaje się banalna, prawda? To iluzja, Modlitwie za Owena można przypisać bardzo wiele określeń, ale: „banalna” nie jest jedną z nich.
Irving przemyca do książki bardzo wiele refleksji na temat religii, na temat ludzkiej seksualności, na temat wojny, na temat polityki. Wplata je kunsztownie w tło fabuły, nie skąpiąc nam typowej sobie ironii oraz komentarza dotyczącego realnych wydarzeń. Pośród całej palety komizmu pokazuje sposób radzenia sobie ze śmiercią bliskiej osoby, niepewność co do podejmowanych decyzji, poszukiwanie własnej tożsamości, a także poświęcenie się dla drugiego człowieka.
Bohaterowie Irvinga są wielopłaszczyznowi, każdy z nich ma własne rozterki, każdy z nich ma własne tajemnice, każdy z nich ma własną przeszłość, z czym często wiążą się traumy konieczne do przepracowania; a ponad tym wszystkim: są nietypowi, są specyficzni.
Całkiem niedawno przekonałam się, że Irving nie jest dla każdego, że wielu osobom jego książki mogą nie przypaść do gustu: pożyczyłam koleżance ze studiów Hotel New Hampshire, zachwalając go, uznając za pewnik, że jej się spodoba. Oddała mi go po przeczytaniu do połowy, mówiąc, że to nie jej para kaloszy. Jak najbardziej zrozumiałe — jestem przekonana, że wiele osób powie: „nie” panu Irvingowi: trochę ze względu na specyficzny styl, trochę ze względu na poruszane tematy, trochę ze względu na wszechobecną w każdym rozdziale ironię. Dla mnie Irving to jeden z najlepszych, współczesnych pisarzy, który nie boi się pokazywać przewrotności życia. Z całą pewnością nie poprzestanę na czterech przeczytanych książkach tego autora i przyjdzie czas, kiedy sięgnę po kolejne — szczególne gdy Regulamin tłoczni win chodzi za mną jak cień.
Pamięć jest straszliwa. Człowiek może o czymś zapomnieć — ona nie. Po prostu odkłada rzeczy do odpowiednich przegródek. Przechowuje dla ciebie różne sprawy albo je przed tobą skrywa — i kiedy chce, to ci to przypomina. Wydaje ci się, że jesteś panem swojej pamięci, ale to odwrotnie — pamięć jest twoim panem.
Ola
Komentarze
Prześlij komentarz