Czytelnicze podsumowanie stycznia i lutego
Cześć! Pomyślałam, że zrobię dla Was dzisiaj czytelnicze podsumowanie stycznia i lutego. Ostatnio miałam bardzo dużo czasu na czytanie, szczególnie kiedy pomiędzy ostatnim egzaminem w sesji a kolejnym semestrem miałam około dwóch tygodni wolnego. Już widzę, że niejako się rozmijam z moimi wstępnymi planami czytelniczymi na 2021, tak to u mnie z tym planowaniem bywa. No ale mimo wszystko postaram się, aby pod koniec roku jednak na liście moich przeczytanych książek znalazły się wszystkie z zaplanowanych.
Styczeń zaczął się u mnie w towarzystwie wciągających, pięknych książek, które w skali od jeden do pięciu oceniłabym na pięć gwiazdek.
Na początku stycznia przeczytałam „Płyń z tonącymi” Larsa Myttinga i „Przepiórki w płatkach róży” Laury Esquivel, dzięki którym sięgnęłam po Baśnie Hansa Christiana Andersena. Chwilę potem sięgnęłam po Majgull Axelsson i jej „Kwietniową czarownicę”, której przeczytanie zaowocowało tym, że przywiozłam sobie od mamy kolejne jej książki, które już czekają na mojej półce, czyli: „Pępowina” i „Dom Augusty” i mam nadzieję, że będą tak świetne i porywające, jak „Kwietniowa czarownica”. W styczniu przeczytałam też „Polska odwraca oczy”, czyli zbiór reportaży Justyny Kopińskiej, które oceniłabym na pięć gwiazdek, gdybym przeczytała je wtedy, kiedy one zostały wydane, czyli w 2016. Chyba trochę mnie męczyło namiętne powtarzanie po każdym reportażu, że dzięki tej książce sytuacja uległa zmianie i wszystko wygląda nieco inaczej. Wystarczyłoby, gdybym otrzymała taką informację raz, pod koniec bądź na początku książki, a przeczytałam ją bodaj dziesięć razy. To są trudne reportaże, trzeba przyznać i nie czytało mi się ich lekko. Najbardziej poruszył mnie: „Nieśmiertelność chrabąszczy”, czyli jeden z pierwszych, które pojawiają się w „Polska odwraca oczy”. Chwyciłam też „Solaris” Lema. Miałam czytać w tym roku więcej jego książek, ze względu na rok lemowski (na wrzesień przypada setna rocznica urodzin Stanisława Lema), a przeczytałam jak na razie tylko tą jedną i to na dokładkę taką, której podobał mi się początek, podobało mi się zakończenie, a droga wiodąca od jednego do drugiego nie za bardzo. No nic, nie zniechęcam się, ponieważ przeczytane w poprzednim roku „Bajki Robotów” niezwykle mi się podobały. W styczniu przeczytałam również „Gdyby ocean nosił twoje imię”, czyli młodzieżówkę Tahereh Mafi, horror „Samotność” Jozefa Kariki i reportaż „Olimpijki” Anny Sulińskiej.
Wraz z początkiem lutego poznałam cudowną „Rzymiankę” Alberta Moravii (pięć na pięć), trochę się zanudziłam na lekcji o taoizmie w „Te Prosiaczka” Benjamina Hoffa (dwie gwiazdki), po którą sięgnęłam tylko dlatego, że mi się ubzdurało, że to będzie coś podobnego do „Małego Ponurnika Kłapouchego”, za którym przepadam. Wzruszyłam się na „P.S. Kocham Cię” Cecelii Ahern, zastanawiając się, jak to się mogło stać, że czytam ją po raz pierwszy, a Dolly Alderton powiedziała mi „Wszystko, co wiem o miłości”. Później sięgnęłam po klasykę, czyli „Oddział chorych na raka” Aleksandra Sołżenicyna. Wybrałam się w porywającą podróż z „Saturninem” Jakuba Małeckiego i odwiedziłam Stegny i Grochów z Pawłem Sołtysem i cudnymi opowiadaniami „Mikrotyki”, które postanowiłam sobie odświeżyć. Stuart Turton postawił przede mną pytanie o to, kto zabił Evelyn w „Siedem śmierci Evelyn Hardcastle” (i rozwiał moją konsternację pod tytułem: dlaczego tych śmierci jest siedem?), a Michelle Cohen Corasanti i Jamal Kanj zabrali mnie w podróż po świecie z „Oblubienicą morza”, pokazując mi konflikt palestyńsko-izraelski. Na koniec Virginia Woolf zaprosiła mnie do „Pokoju Jakuba” i pięknym akcentem zakończyła mój luty.
A co Wam udało się przeczytać w styczniu i w lutym? Dajcie mi znać, co polecacie, może zrobię jeszcze większy miszmasz w moim planie na 2021 :D
Ola
Komentarze
Prześlij komentarz