Pierwsza dama polskiej seksuologii
czyli „Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki” Violetty Ozminkowski
Chciałabym uprościć tę książkę do jednego zdania i powiedzieć, że to nie była dobra książka, ale trochę minęłabym się z prawdą — bo ta książka była całkiem niezła: do pewnego momentu.
Zabierając się za tę biografię, miałam już za sobą film o Michalinie Wisłockiej „Sztuka kochania”, więc śmiało mogę powiedzieć, że pod pewnymi względami znałam losy pani Wisłockiej (tutaj usłyszałabym: „Jaka tam pani, Miśka jestem”). Mimo wszystko poznawałam jej życie od podszewki.
Słynną panią ginekolog, seksuolog poznajemy jako szczere do bólu dziecko, śledzimy jej dorastanie oraz szkolne życie. Niezbyt lubiana z powodu wysokiego wzrostu i lekkiego zeza przez inne dzieci Misia, zaprzyjaźnia się ze śliczną, popularną w klasie koleżanką z ławki: Wandą, z którą z późniejszych latach będzie żyła w trójkącie wraz ze swoim mężem Stanisławem. Razem z nią przeżywamy wojnę, uciekamy z nią z łapanek i kryjemy w bramach przed bombardowaniami. Tolerujemy po cichu liczne kochanki jej męża i przyglądamy się dorastaniu córki Michaliny Krysi i syna Wandy Krzysia.
Przez życie Michaliny przewija się wielu mężczyzn, a w każdym z nich zakochuje się szybko i na zabój. I przeważnie nieszczęśliwie. Za każdym razem, gdy wydaje się, że wszystko potoczy się pięknie i sielankowo, pojawia się jakaś rysa na tym pozornym szczęściu.
Książkę czytało mi się dobrze mniej więcej do połowy. Później odniosłam wrażenie, że autorka straciła zapał do jej pisania: zupełnie, jakby interesowała ją jedynie pewna, określona część życia Wisłockiej. W pewnej chwili książka zaczęła stać cytowanymi wypowiedziami danych osób, ciągnącymi się pomiędzy cudzysłowami zapiskami z pamiętników Michaliny, na przemian z całymi stronami listów od Jurka „Małpoluda”, jej miłości z Lubniewic.
Sam Jurek przedstawiony jest w książce bardzo pobieżnie. Odniosłam wrażenie, że lepiej poznałam tę postać, oglądając film: „Sztuka kochania”, niż czytając biografię pióra Violetty Ozminkowski. Jak na osobę, która odegrała w życiu Wisłockiej tak ważną rolę, spodziewałabym się, że dowiemy się nieco więcej o tym „marynarzu, który odbył edukację seksualną w portach całego świata”. Odniosłam wrażenie, że mało go było. Choć trzeba przyznać, że żywcem spisanych listów od Jurka do Michaliny i od Michaliny do Jurka nie brakowało.
Gdyby ta biografia do samego końca trzymała ten sam, wysoki poziom, co w pierwszej połowie, byłaby to naprawdę dobra, rzetelna książka. Trochę szkoda: ta biografia to wielki, zmarnowany potencjał.
Czy żałuję przeczytania tej książki? Nie, nie sądzę — warto ją było przeczytać choćby i dla tej „lepszej” połowy.
Czy dowiedziałam się z niej czegoś nowego o życiu Michaliny Wisłockiej, czego nie wyniosłam z filmu: „Sztuka kochania”? Tak, dowiedziałam się całkiem sporo.
Czy poleciłabym ją komuś, kto chciałby przybliżyć sobie życie pani Wisłockiej? Nie, raczej nie. Ta książka mnie nieco rozczarowała, nie trzyma poziomu, od którego startuje. Jej treść to jedna wielka równia pochyła. Czytając ostatnie strony, myślałam o tym, że brzmi to wszystko tak, jakby autorka była znudzona własną książką. Gdyby utrzymała równy poziom, bez zastanowienia oceniłabym ją jako cztery na pięć. Jednak im dalej w las, ta czwórka się coraz bardziej zacierała. Ostatecznie oceniłam ją na trzy na pięć i sądzę, że to sprawiedliwa ocena.
Ola (24.03.2021)
A ja nie oglądałam filmu, wiec nie patrzę na tę książkę przez pryzmat tamtej opowieści. Długo się zabierałam do przeczytania tej biografii zniechęcona opinią Oli, ale jak już zaczęłam, to przepadłam.
Książka napisana jest doskonałym językiem, czyta się ją bardzo szybko i od pierwszej do ostatniej strony jest ciekawa i wciągająca. Biografia nietuzinkowej kobiety, przedstawiona początkowo jako opowieść o niej, pokazuje jej stosunek do świata, nauki, mężczyzn i miłości. Pokazuje jak z niewinnego i trochę infantylnego dziewczątka przeistacza się w naukowca i kobietę.
Chronologia rzeczywiście nie jest najmocniejszą stroną tej książki, ale ta druga część oparta na zapiskach z dziennika samej Wisłockiej, na listach do kochanków oraz rozmów z córką — Krystyną pokazuje tę postać jeszcze prawdziwiej.
Trójkąt z mężem Stachem i przyjaciółką Wandą początkowo wydawał się dobrym rozwiązaniem dla każdego, potem okazał się niszczący zarówno dla partnerów, jak i dzieci urodzonych i wychowywanych w kłamstwie. Sama Michalina doszła do takich wniosków po latach i zawarła to na kartach pamiętników.
Na podstawie jej zapisków — to, co Ola pisze — „pomiędzy cudzysłowami” — dużo dowiadujemy się o jej własnych przemyśleniach na temat pracy, zarówno tej naukowej, jak i pracy w szpitalu, czy poradni z pacjentem. Wisłocka była typem naukowca, nastawionego na badanie i poznawanie, potem sama doszła do wniosku, że raczej pracą stricte lekarską zrobiła dla pacjentów więcej niż badaniami i dążeniem do tytułów naukowych. Jej przemyślenia na temat edukacji seksualnej, antykoncepcji, aborcji są głębokie i cały czas aktualne. I to praca edukatora, seksuologa dała jej ostatecznie największą satysfakcję.
A Jurek, o którym Ola pisze, że w filmie był przedstawiony szerzej? Jurek w życiu Michaliny nie miał większego znaczenia niż każdy inny jej kochanek. Każdego swojego kochanka uwielbiała jak Boga, czy to Henia, Rysia, Włodka czy Jurka, każdy na jakimś etapie jej życia coś jej dał, ale żaden nie był wart jej miłości. Jurek zasłużył się tylko tym, że pokazał jej, czym jest seks z namiętnością i orgazmem, bo w związku z mężem nie zaznała takich emocji. A dla milionów Polaków przysłużył się tym, że poddał jej pomysł do napisania „Sztuki miłości” — jak sama chciała zatytułować książkę. Bo najważniejsza w jej życiu była miłość — ta więź psychiczna, która nierozerwalnie wiąże się z cielesnością, pożądaniem i spełnieniem. Chciała, żeby rzesze Polaków miały dobrą miłość.
Bo to nie narzędzie jest ważne, tylko sztuka. Sztukę trzeba posiadać.
Jeden mały minus — za mało w tej książce zdjęć, tym bardziej że sama Michalina Wisłocka pasjonowała się fotografią.
Monika (20.02.2023)
Komentarze
Prześlij komentarz