Kochaj bliźniego swego
Nie planowałam po raz kolejny pisać o klasykach literatury, ale co ja poradzę na to, że najlepsza książka, jaką przeczytałam w tym roku, do tej grupy się zalicza?
Mowa tutaj oczywiście o powieści Ericha Marii Remarque’a „Kochaj bliźniego swego”.
Książka opowiada historię emigrantów, którzy w latach 30. XX wieku zmuszeni uciekać z nazistowskich Niemiec, starają się odnaleźć miejsce dla siebie w świecie, który nie jest chętny ich przyjąć. Przerzucani z granicy do granicy, starają się znaleźć sposób na zarobek, miejsce, w którym mogliby się zatrzymać i ludzi, którzy byliby im przychylni. Odkrywają, jak daleko może sięgać ludzka zawiść i obojętność, nienawiść i pogarda, ale pośród całego chaosu, który ich otacza, znajduje się też miejsce na miłość i przyjaźń, na ludzką szczodrość i pomocną dłoń, której mogą się chwycić, kiedy wszystko inne zawodzi.
Na początku ciężko mi było wczuć się tę książkę. I chodzi mi tu o język, którym jest napisana. Postaram się wytłumaczyć, co mam na myśli, choć nie do końca wiem, jak to wyjaśnić. Może zacznę w ten sposób: po skończeniu „Kochaj bliźniego swego” byłam oczarowana tą książką, również pod względem językowym: uważam, że była napisana w przepiękny sposób, barwnym, obrazowym językiem, zrozumiałym i jasnym (przypomnę, że była wydana w latach 40. XX wieku). Tyle że na początku książki musiałam się w ten język „wgryźć”, bo nie od razu między nami wszystko zagrało. Dopiero kiedy przyzwyczaiłam się do stylu, jakim ta książka jest napisana, popłynęłam dalej i kiedy doszłam do ostatnich stron, żałowałam, że to już koniec, bo tak fantastycznie mi się ją czytało. Coś podobnego miało ostatni raz miejsce, gdy czytałam „Pokój Jakuba” Virginii Woolf — wtedy też musiałam wraz z pierwszymi stronami przyzwyczaić się do stylu, jakim książka jest napisana, a jeśli jesteście tu od dawna, wiecie pewnie, że uwielbiam Virginię Woolf.
Taka moja rada na podstawie własnych doświadczeń: jeśli czytacie jakąś starszą książkę, na przykład z klasyki literatury, i w chwili, gdy zaczynacie ją czytać, język nie będzie dla Was w stu procentach przystępny, nie rezygnujcie z niej, bo może się okazać, że jeśli to zrobicie, bardzo wiele stracicie, a może — tak jak w moim przypadku — nie zauważycie nawet, kiedy się do niego przyzwyczaicie i przestanie on Wam zawadzać 😉
Powtarzając: najlepsza książka, jaką przeczytałam w tym roku (a przeczytałam ich do tej pory 80, więc to coś mówi). Czytajcie — zjawiskowa!
Ola

Komentarze
Prześlij komentarz