Przejdź do głównej zawartości

Jakie książki z klasyki literatury uwielbiam?

 Jakie książki z klasyki literatury uwielbiam?


        Słuchajcie, właśnie jestem świeżo po przeczytaniu książki Aleksandra Sołżenicyna „Oddział chorych na raka” i pomyślałam sobie, że spróbuję Was trochę zachęcić do sięgnięcia po klasykę literatury. Chciałabym Wam podać kilka tytułów z klasyki literatury, które ja osobiście uwielbiam i które świetnie się czyta. Nie przedstawiam ich w kolejności od tych „bardziej” lubianych po te „mniej” lubiane, tylko idę chronologicznie z datą ich wydania.




Virginia Woolf „Pani Dalloway”


„Panią Dalloway” czytałam już po przeczytaniu „Godzin” Michaela Cunninghama i szczerze powiedziawszy, znając w pewien sposób zarys fabuły, kiedy zaczynałam czytać tę książkę, byłam nastawiona na to, że to będzie książka przesiąknięta trochę takim fatalizmem, książka mocno — że tak to nazwę — depresyjna i byłam bardzo zaskoczona tą książką, bo spodziewałam się w niej natłoku chaotycznych myśli samobójczych, a otrzymałam wciągającą historię, którą połknęłam za jednym zamachem i która szybko znalazła się na liście moich ulubionych książek.
Cała książka rozgrywa się w ciągu jednego dnia i ma formę strumienia świadomości, nie ma w niej rozdziałów, a przebiega ona tak płynnie, że kiedy się już do niej usiądzie, to się od niej nie wstanie aż do ostatniej kartki. Ja, po przeczytaniu tej książki, wciąż jestem zdania, że Virginia Woolf to niebywale inteligentna kobieta, która wyprzedziła swoją epokę.
„Pani Dallowey” była wydana po raz pierwszy w 1925 roku przez wydawnictwo Hogarth Press należące do męża Virginii Woolf, a ja wciąż nie mogę wyjść z podziwu, że ta kobieta w dwudziestym piątym roku napisała książkę, którą prawie sto lat później czyta się tak doskonale.
Na mojej półce już na mnie czeka „Pokój Jakuba”, za który zabiorę się już pewnie w przyszłym miesiącu.

(Mami! Weź Ty się wreszcie przekonaj do Virginii Woolf!)




Antoine de Saint-Exupery „Mały Książę”


Tak, mały staruszku, jesteś już taki stary! „Mały Książę” to jest książka, której pierwsze wydanie pojawiło się w 1943 roku i długo się zastanawiałam, czy mogę go nazwać literaturą klasyczną.
Jeśli nie słyszeliście o „Małym Księciu”, co wydaje mi się nieprawdopodobne, to niezależnie od tego, ile macie lat, koniecznie musicie tę książkę nadrobić.
„Mały Książę” to oczywiście literatura dziecięca, o pilocie, który zmuszony do awaryjnego lądowania na Saharze, poznaje pewnego chłopca, który przedstawia się jako przybysz z asteroidy B-612, a który jest oczywiście naszym tytułowym Małym Księciem.
Mały Książę opowiada pilotowi o swojej planecie, o innych planetach, które odwiedził, o miłości do swojej Róży, która jest gdzieś tam — daleko — na jednej z planet.
„Mały Książę” jest piękną książką pełną symbolizmu, mówiącą o miłości, o przyjaźni, o tęsknocie, o stracie. Zawsze mi się robi ciepło na sercu, kiedy o niej myślę 💖




Vladimir Nabakov „Lolita”


W rybaczkach Lola. W szkole nazywała się Dolly. Na wykropkowanej linii do wypełnienia Dolores. A w moich ramionach zawsze Lolita.


Miałam tu nie rzucać cytatami, problem jest taki, że tę książkę zawsze nazywałam: „Lola, moja kochana!”, więc wyjaśniam Wam, dlaczego piszę o Lolicie: „Lola”.
„Lolita” to książka z roku 1955, która opowiada historię Humberta, czterdziestolatka, który w roku 1947 przeprowadza się do domu w pewnym niedużym mieście w Nowej Anglii, ale po przyjeździe dowiaduje się, że dom został zniszczony w wyniku pożaru i wprowadza się do domu pewnej wdowy, która mieszka z dwunastoletną córką Dolores, czyli naszą Lolą. Humbert momentalnie zakochuje się w Lolicie i chcąc zostać blisko niej, poślubia jej matkę. Pewien splot wydarzeń prowadzi do tego, że Humbert staje się jedynym prawnym opiekunem Loli i natychmiast pakuje walizki i wyjeżdża z Lolą w świat.
No, słuchajcie, ja bym powiedziała, że „Lolita” to jest książka pełna obsesji, która porusza temat pedofilii (była zakazana, kiedy wyszło pierwsze wydanie) i na pewno nie jest to książka dla każdego, ale jest napisana tak pięknym językiem, który dodatkowo jest tak łatwy do przyswojenia, że mogłabym nazwać „Lolitę” majstersztykiem językowym. Dodatkowo jest to książka, która niesie ze sobą taki bagaż emocjonalny i tak mocno potrafi przywiązać czytelnika do bohaterów, że już chyba na zawsze zostanie mi to nazywanie Lolity Lolą.




Julio Cortázar „Gra w klasy”


Całe moje serce leży sobie na półce w tej książce. Jest to książka, którą można czytać na wiele sposobów. Na samym początku jest podana kolejność rozdziałów, której możemy się trzymać, „skacząc” w ten sposób po książce. Pod każdym rozdziałem jest numer kolejnego rozdziału, do którego w następnej kolejności możemy „przeskoczyć”. 
Ja czytałam ją dwa razy — za pierwszym razem „skacząc” po rozdziałach, za drugim razem po kolei, od początku, do miejsca, które wyznaczył autor jako zakończenie. Mogę zdradzić tyle, że to ta sama historia, tylko w wersji „skakania po rozdziałach” trochę bardziej rozbudowana i (uwaga!) w obu wersjach ma nieco inne zakończenie. Dlaczego: „nieco inne”? A no dlatego, że w tej zwyczajnej kolejności — od początku do końca — książka ma otwarte zakończenie, które można różnie interpretować, natomiast w kolejności „skaczącej” zakończenie jest narzucone czytelnikowi z góry. Ja na przykład inaczej zinterpretowałam zakończenie, czytając książkę bez tej narzuconej kolejności czytania, niż z nią.
Piszę i piszę o jakimś „skakaniu po rozdziałach”, a pewnie zastanawiacie się, o czym jest książka.
„Gra w klasy” była wydana w 1963 i opowiada historię Horatio Oliveiry i naprawdę nie wiem, jak mam opowiedzieć o Madze, a później o Talicie i Travelerze tak, żeby nie zdradzić Wam za dużo — ponieważ książka jest podzielona na dwie (choć można powiedzieć, że na trzy, ale skupmy się na dwóch) części: „Z tamtej strony”, czyli wizerunek Paryża oraz pojawienie się mojej ulubionej, najciekawszej, najbardziej tajemniczej postaci tej książki, czyli Magi, dziewczyny nieco zagubionej, nieco ekscentrycznej, ale na pewno interesującej i „Z tej strony”, która opowiada losy Oliveira po zerwaniu z Magą i przyjeździe do Buenos Aires, gdzie mieszka z Gerkepten, swoją dawną partnerką i gdzie poznaje Talitę, żonę Travelera — swojego przyjaciela. Oczywiście Oliviera bardziej interesuje nieco pokręcona Talita niż nudnawa i oddana Gerkepten.
No i tyle mogę Wam chyba zdradzić o „Grze w klasy”. I że obie z mamą jesteśmy w tej książce beznadziejnie zakochane.




Michaił Bułhakow „Mistrz i Małgorzata”


„Mistrz i Małgorzata” to książka z roku 1966, do której wracałam dwa razy. Wydarzenia dzieją się na dwóch płaszczyznach czasowych — jeden w Moskwie w latach trzydziestych, a jeden w Jerozolimie za czasów Poncjusza Piłata, o którym tytułowy Mistrz pisze książkę.
Wątek miłości Mistrza i Małgorzaty przeplata się z odwiedzinami w Moskwie diabelskiej świty (głównie: Woland — szatan, Korowiow i kot Behemot, ale też wiedźma Hella i demon Asasello) i planowanego przez nich Balu Wiosennej Pełni. No i co? No i dzieją się rzeczy, bo jak mówi motto z Fausta na początku książki:


Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro.




Gabriel García Márquez „Miłość w czasach zarazy”


To jest książka z 1985 roku, którą polecałam Wam również na Walentynki (tamten wpis znajdziecie tutaj). Zapytacie: co to za tytułowa zaraza? Akcja tej powieści nachodzi na czas epidemii cholery, choć trwa znacznie dłużej, ponieważ pokazuje nam niemal całe życie dwójki bohaterów: Florentina i Ferminy. On zakochuje się od pierwszej chwili, ona jest wobec niego bardzo sceptyczna, później nieco zaintrygowana, zaczynają ze sobą korespondować i puf miłość zostaje odwzjemniona, ale że nasza Florentina jest bardzo kapryśną kobietą, ta miłość będzie bardzo chwiejna i co rusz będzie przechodziła jakieś perturbacje.



Oczywiście wszystkie książki, o których piszę, są znacznie bardziej rozbudowane, ale starałam się jakoś je pokrótce Wam zobrazować.
No i to tyle, jeśli chodzi o moje ulubione książki z klasyki literatury. Bardzo jestem ciekawa, jakie są Wasze ulubieńce?



Ola

Komentarze

  1. Jakże nieoczywiste zestawienie klasyków.
    Nie zabłysnę oryginalnością wymieniając Rok 1984 Orwell jako mojego ulubieńca. Fikcja literacka dającą do myślenia na temat czasów teraźniejszych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rok 1984 jest na mojej liście książek do przeczytania w tym roku (tak! jeszcze nie przeczytałam Orwella :D ). Nie jestem pewna, czy przeczytam wszystkie książki, które mam zaplanowane na ten rok, ale na pewno będę nadrabiać Rok 1984 :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mentalista

  Mentalista czyli kryminał pióra Camilli Läckberg i Henrika Fexeusa Są dwie kwestie, których w książkach nie jestem w stanie zdzierżyć. Jedna to robienie z bohatera idioty. Druga — robienie idioty z czytelnika. Jest również pewien typ bohatera, za którym przepadam: uwielbiam czytać o inteligentnych ludziach. Może zdefiniuję typ „inteligentnego bohatera”, bo choć w różnych książkach różnie się on objawia, przeważnie łączy go kilka wspólnych mianowników: jest to ktoś, kto bardzo dużo zauważa, szybko łączy fakty i potrafi rozeznać się w intencjach innych bohaterów książki. Jest to typ raczej przebiegły, który przy odrobinie wysiłku potrafi zwodzić na manowce, nie wahając się grać znaczonymi kartami — czasem działając tym samym w dobrej sprawie. Wbrew powyższemu jest to zarazem typ bohatera pełnego empatii i zrozumienia. Tytułowy Mentalista jest taką postacią: z zawodu iluzjonista, o logiczno-matematycznym umyśle. Jest doskonałym słuchaczem, nie gorszym obserwatorem, a jeg...

Eksmitowani. Nędza i zyski w jednym z amerykańskich miast

  Eksmitowani. Nędza i zyski w jednym z amerykańskich miast Matthew Desmond K ażdemu się należy urlop. Mnie także! No więc wyjeżdżając na 2 tygodnie zasłużonego urlopu, powzięłam postanowienie  —  w czasie urlopu będę czytała tylko kryminały. No i przeczytałam. Jeden. Potem sięgnęłam po (jakżeby inaczej) reportaż  —  Eksmitowanych. Reportaż Matthew Desmonda w 2017r. został uhonorowany nagrodą Pulitzera. Ameryka. Mojemu pokoleniu jawi się niemal jako kraina szczęśliwości, mlekiem i miodem płynąca, a każdy może stać się milionerem, byleby tylko chciał. Otóż z książki Matthew Desmonda ukazuje się zupełnie inny obraz Ameryki. Obok ludzi bogatych żyją ludzie egzystujący na granicy ubóstwa. A największą traumą dla człowieka, każdego człowieka, jest stracić dom. I o tym jest ta książka.  Jest to niezwykle rzetelnie przedstawiona historia kilku rodzin z Milwaukee, które każdego dnia borykają się z nędzą, każdego dnia próbują przetrwać kolejny dz...

Dziewczyna, kobieta, inna — Bernardine Evaristo

  Dziewczyna, kobieta, inna Bernardine Evaristo P amiętacie, jak pisałam, że ciężko mi się było wgryźć w język, którym jest napisane „Kochaj bliźniego swego” Remarque’a? I że dawno nie znalazłam się w sytuacji, w której musiałabym się do języka, którym jest pisana książka, przyzwyczaić? Podobnie miałam z „Dziewczyną, kobietą, inną”, tyle że nie o język chodziło, a o styl, jakim jest ona napisana. Książka opowiada historie dwunastu bohaterek, przeważnie czarnoskórych kobiet, które opowiadają o poznawaniu siebie, o swojej seksualności, ale też o dyskryminacji, która ich spotyka — ze względu na to, że są czarnoskóre, ze względu na to, że są kobietami — o dramatach, które ich dotknęły i o tym, jak sobie z nimi radziły. W książce można znaleźć głos osoby niebinarnej, głos osoby transpłciowej, głos osób homoseksualnych, głos osób czarnoskórych — krzyczące o tym, że oni też są ludźmi, bez względu na preferencje seksualne albo sposób ubierania się, albo to, z jaką płcią się identy...