Monika
Czytam. Czytam od dziecka, a zważywszy, że nauczyłam się czytać w wieku trzech lat, to czytam już naprawdę długo. Czytam wszystko co wpadnie mi w ręce i zawsze czytam do końca, do ostatniej kropki. Więc przez te lata przeczytałam całe mnóstwo książek dobrych, równie dużo książek kiepskich i kilka wspaniałych. Lubię wracać do tych, które zafascynowały mnie w jakimś momencie mojego życia aby sprawdzić czy nadal czuję to coś. Wiem, część z Was powie, że jest tyle wspaniałych książek, że szkoda czasu na powtórkę lektury. No cóż.
Mari Jungstedt
Książek chyba nie należy czytać seriami, bo nawet najciekawsi bohaterowie potrafią znudzić. A bohaterowie książek tej skandynawskiej pisarki do najciekawszych nie należą.
„Niewidzialny”, „Niewypowiedziany”, „We własnym gronie”, „Umierający dandys” — na razie przez tyle przebrnęłam. Akcja tych kryminałów rozgrywa się na malowniczej Gotlandii, którą pisarka ukochała i na której spędza, wraz z rodziną, każde lato. I rzeczywiście opisy okolicy, opisy przyrody i żywiołów natury należą do najciekawszych w tej serii. Bohaterami zaś są komisarz policji w Visby Andres Knutas i dziennikarz telewizyjny Johan Berg, każdy z nich we własnym zakresie, poszukują sprawców okrutnych morderstw. Komisarz nie wydaje się mistrzem intelektu, opis pracy policji nie porywa, a rozwiązanie intrygi wydaje się przypadkowe. Śledztwo dziennikarskie natomiast raczej też oscyluje wokół poszukiwania sensacji.
Mari Jungsted nazywana jest pisarką kryminałów obyczajowych. No ale jeśli ktoś ma ochotę na dobry kryminał, to czy koniecznie musi czytać o rozterkach uczuciowych postaci drugoplanowych?
Literatura skandynawska jest pełna doskonałych kryminałów a Mari Jungstedt daleko do Stiega Larssona, Henninga Mankella, Jo Nesbø, Camilli Läckberg czy Lizy Marklund.
Ale pomijając te moje nudne wynurzenia mamy też pozytywy — te książki czyta się szybko! Jeden tom to około 5h czytania, więc jeśli pragniesz nieskomplikowanego czytadła na jeden wieczór to polecam.
Ola
Czytaniem od dziecka pochwalić się nie mogę — ale po mamie mam to: „czytanie do ostatniej kropki”. Nie lubię książki nie skończyć, bo a nuż się coś jeszcze zdaży, co odwróci bieg wydarzeń, może akcja powoli i mozolnie się rozwija, ale nabierze rozpędu, może dojdzie do jakiegoś obrotu zdarzeń — kto wie? O sobie mogę powiedzieć, że studiuję (nie, nie nauki humanistyczne, nic z tych rzeczy), w wolnych chwilach połykam książki i uczę się gotować — to ostatnie jest najtrudniejsze, z ręką na sercu.
Hanya Yanagihara
Nie powinnam wypowiadać się o autorce na podstawie jednej przeczytanej powieści jej autorstwa — ale to zrobię. O „Małym życiu” na pewno będę jeszcze pisała, bo jest to książka, która mocno mnie poruszyła — to nie ja połknęłam tą książkę, to książka mnie pożarła, przeżuła i wypluła rozstojoną emocjonalnie. Nieczęsto tak silnie przeżywam jakąś książkę, a podczas czytania „Małego życia” płakałam jak bóbr, zamyślałam się, łapałam się na tym, że od kilku chwil wgapiam się w ścianę, w podłogę, w sufit i myślę o tym, co przeczytałam. Tak więc: chapeau bas dla Hanyi Yanagihary, bo nie pamiętam, żeby jakaś inna książka doprowadziła mnie do łez — a trochę ich już przeczytałam.
Tak pokrótce: akcja „Małego życia” dzieje się w Nowym Jorku, a jej bohaterami są czterej młodzi mężczyźni, przyjaciele, którzy kończą studia i wkraczają w dorosłe życie, które — jak się okazuje — nie jest tak sielankowe, jak mogłoby się wydawać. Trochę śmiało mogę powiedzieć, że szkieletem całej powieści jest jeden z tej czwórki: Jude. To jest bohater, na którym Hanya Yanagihara mocno się skupiła, który jest postacią tak dobrze zarysowaną, tak doskonale przedstawioną, że my — zagłębiając się coraz dalej w fabułę — coraz lepiej go poznajemy. Wkraczając w akcję „Małego życia” od razu czuć, że za tą postacią stoi coś więcej, że ma za sobą trudną przeszłość, że w jego życiu coś się zdarzyło — coś bardzo nieprzyjemnego — ale nie wiemy o co może chodzić. Spoglądamy na niego oczami trójki jego przyjaciół, którzy domyślają się pewnych kwestii z przeszłości Juda, ale też nie do końca wiedzą jak wyglądało jego wsześniejsze życie, a Jude jest bardzo skryty, niewiele o sobie mówi, nauczył się zręcznie unikać rozmawiania o sobie i wiedział, w jaki sposób wymigać się od odpowiedzi. Hanya Yanagihara daje nam małe fragmenty układanki, którą powoli wypełniamy brakującymi elementami, dowiadując się coraz więcej i więcej, a z tego wyłania się obraz krzywdy i dramatu, który wydarzył się w dzieciństwie Juda i jego wczesnej młodości.
Mimo że akcja powieści rozgrywa się we współczesności, w Nowym Jorku, a bohaterów obserwujemy niemal do czasu późnej starości, to, co motywuje zachowanie Juda, to, co go ukształtowało i zostawiło na nim swój odcisk, wydarzyło się w przeszłości, w jego dzieciństwie, w jego młodości, co powoduje, że książka jest bardzo ciekawa konstrukcyjnie. Jude jest to postać, nad którą nieustannie wisi metaforyczny neon z napisem: „nieszczęście”.
Gdyby ktoś stał nade mną z siekierą i kazał mi wymienić tylko jedną, wspaniałą, ulubioną książkę, powiedziałabym: „Małe życie” Hanyai Yanagiharay.
Dziewczyny, bardzo się cieszę, że piszecie recenzje książek! Uwielbiam je czytać :-) Ja sama do książek przełamałam się dopiero wchodząc w okres dojrzewania, a pierwszą książką, która wciągnęła mnie bez pamięci i po której pokochałam czytanie, to Stowarzyszenie Umarłych Poetów Nancy H. Kleinbaum.
OdpowiedzUsuńA sięgnęłam po nią, bo fragment omawialiśmy na lekcji języka polskiego. Nie wiedziałam, że powstał film, nigdy nie zagłębiałam się w temat bardziej. Po prostu po tej książce przełamałam się :-). To było wiele lat temu, nie wiem czy TERAZ spodobałaby mi się w równym stopniu. Jeżeli będziecie miały okazję, przeczytajcie ją i dajcie znać na blogu co sądzicie!
O! Ja pamiętam, że na kiedyś, nie pamiętam już w której klasie, ale na polski mieliśmy obejrzeć film Stowarzyszenie Umarłych Poetów, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby przeczytać książkę. Pamiętam, że mniej więcej wtedy, może trochę później, wyszedł Więzień Nieba Zafóna, a że ja jestem jego miłośniczką, to niemal bez przerwy siedziałam z nosem w tej książce :D Świetnie, że wspomniałaś o Stowarzyszeniu Umarłych Poetów, koniecznie muszę tę książkę przeczytać.
Usuń